The Get Down – najbardziej niedoceniony serial 2016 roku

Stranger Things pozamiatał. Ja też jestem jednym z tych, którzy na sztandary wzięli ten serial. Jak mantrę powtarzam, że to był najlepszy serial ubiegłego roku. I będę to powtarzał do drugiego sezonu, który niestety nie będzie już tak dobry. Gdyby ST nie powstał, dziś mówilibyśmy, że najlepszym serialem 2016 roku był The Get Down. A tak, TGD pozostając w cieniu serialowego demogorgona został tym najbardziej niedocenionym. Trochę szkoda.

Sam się dziwię, że w ogóle sięgnąłem po ten serial. Wszystkie opisy zaczynały się od informacji, że The Get Down pokazuje narodziny hip-hopu. Fanem hip-hopu nie jestem. Owszem, czasem włączę sobie Beastie Boys, Run DMC, Grandmaster Flash… i to chyba jest klucz do tego, że w ogóle sięgnąłem po ten serial.

To nie jest serial historyczny! Jasne, można odnieść takie wrażenie czytając kolejny opis, że serial jest o początkach hip-hopu, ale kultura hip-hopu to tylko tło, które „robi całą robotę”. Jednym z bohaterów jest Ezekiel Figuero bystry, nieszczęśliwie zakochany koleś, który przypadkiem zostaje wciągnięty w rodzącą się kulturę. Jego historia jest przeciętna i sama w sobie nie jest pociągająca, ale to właśnie z perspektywy jego i jego kumpli poznajemy historię początków hip-hopu.

Bohaterów i wątków jest kilka i wszystkie, prędzej czy później, łączą się ze sobą. Te połączenia nie zawsze są udane i czasem trochę na siłę, ale muzyka, świetny klimat retro i odrobina kiczu wszystko wynagradzają.

No właśnie, muzyka. Dużo tu disco, soulu i oczywiście hip-hopu. Momentami można odnieść wrażenie, że to bardziej musical zrobiony z ogromnym rozmachem (serial kosztował podobno 120 mln dolarów). Odniesień do innych gatunków jest znacznie więcej. Najbardziej podobały mi się westernowe, szybkie najazdy kamery na twarz aktora. Od razu wiadomo, kto jest tym złym.

Jeśli oglądaliście Narcos, wiecie, że Netflix chętnie korzystał z oryginalnych materiałów związanych z Escobarem. Tu też sporo tego zobaczymy. Wszystko bardzo sprytnie posklejanie. Jedyne co naprawę przeszkadza, to nadużywanie green screena. I to widać. Czasami sceneria zrujnowanego miasta jest tak sztuczna, że więcej realizmu ma cyfrowy model statku w Titanicu. Jeśli na produkcję tego serialu wyłożono 120 milionów dolarów, to na cyfrowe zapełnienie zieleni wydano mniejszą część tej kwoty. I dobrze, bo to oznacza, że większość została wpompowana w muzyczną oprawę serialu. Czyli w to, co najważniejsze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *